niedziela, 4 grudnia 2016

List do Swatki...

 Ludzie znają różne sposoby na radzenie sobie
z własnymi bolączkami. Piszą pamiętniki, spowiadają księdzu, zwierzają rodzinie lub wtajemniczają przyjaciela od serca... Są też tacy, którzy nie chcą obarczać innych swoimi problemami... Obawiają się reakcji najbliższych, wstydzą się własnych pragnień... Właśnie dla tej grupy, powstał Kącik Swatki, a wraz z nim wybrany List miesiąca...

            Szanowna Swatko
  Nie wiem od czego zacząć. Mam 70 lat, jestem wdową od niespełna 5 lat. Mąż przegrał walkę z rakiem płuc w zaledwie 3 miesiące... Taki silny mężczyzna, a pod koniec choroby bezbronny jak dziecko w kołysce. Kochałam go i czułam się kochana. To była miłość od pierwszego wejrzenia, po dwóch miesiącach od poznania mi się oświadczył, a po roku zostałam już jego żoną. Byliśmy modelowym małżeństwem, taka para gołąbków, wszędzie razem. On zarabiał, ja opiekowałam się trójką naszych dzieci. Czułam się spełniona. Byliśmy szczęśliwi, dzieci wyfrunęły z domu, doczekaliśmy się pięcioro cudownych wnuków i jednej prześlicznej wnuczki. Mąż przeszedł na emeryturę, a że dorobił się dosyć wysokiej, to mogliśmy sobie pozwolić na dostatnie życie i realizację marzeń. Zwiedziliśmy Polskę wzdłuż i wszerz, część Europy i odrobinę reszty świata. Cieszyliśmy się jesienią życia. Żyłam jak we śnie, aż pewnego dnia obudził mnie koszmar. Wszystko pamiętam jak przez mgłę, diagnoza, leczenie. Nie było dla niego ratunku, rak rozsiał się po całym organizmie. Na pogrzeb nafaszerowali mnie środkami na uspokojenie, byłam jak w transie, wszystkie sprawy wzięła na siebie córka, ja nie byłam wstanie wybrać trumny, a co dopiero zaprosić kogokolwiek na pogrzeb. W pewnym sensie umarłam razem z nim. Przestałam wychodzić, zamknęłam się w czterech ścianach, nie chciałam nikogo widywać. Dzieci zapraszały mnie do siebie, pozostała rodzina również. Odmawiałam. Wszystko przypominało mi męża. Najgorsze były święta, puste miejsce przy stole, wspomnienie prezentów, którymi zawsze potrafił mnie zaskoczyć, opłatek. W pierwszym roku po jego śmierci zgodziłam się spędzić Wigilię w gronie najbliższych, która okazała się katastrofą. Rozpłakałam się i zepsułam wszystkim święta. Na następne wyjechałam na zagraniczną wycieczkę i tak robię co rok. Uciekam od bólu, uciekam od wszystkiego co przypomina mi poprzednie życie. Czuję się jak tchórz, ale nie mogę inaczej. Droga Swatko, opisałam ci to wszystko dlatego, że od jakiegoś czasu zaczęłam odczuwać ogromną samotność. Zasypiam przy zaświeconej lampce, włóczę się po mieście bez celu, codziennie chodzę na cmentarz. Nie mam do kogo buzi otworzyć. Jestem świadoma, że sama sobie jestem winna. Odsunęłam wszystkich od siebie, nie mam koleżanek, przyjaciół, a nie chcę być ciężarem dla dzieci, oni mają swoje życie. Nie jestem również gotowa na nowy związek, nie dam rady być z kim innym w dosłownym tego znaczeniu, ale mogłabym zaprzyjaźnić się z innym mężczyzną, pojechać gdzieś, wypić kawę. Chciałabym poznać taką przyjaciółkę od serca, może wdowę, którą spotkał podobny los? Proszę doradź mi, co mam zrobić. 

Władysława z Czerwionki-Leszczyn.
      Droga Władysławo
Do naszej redakcji przyszło wiele listów. Z mniejszymi lub większymi problemami. Oczywiście na wszystkie postaram się odpowiedzieć. Wybrałam twój, bo czytając go, miałam ciarki na skórze. Doskonale rozumiem twoją sytuację. Jestem Swatką, a więc na co dzień słyszę podobne historie kobiet, które nie są jeszcze, a może nawet nigdy nie będą gotowe na nowy związek. Za to, tak jak Ty, pragną przyjaźni, powrotu do społeczeństwa, męskiego towarzystwa. Daleka jestem również od oceniania twojego postępowania względem twoich bliskich, robiłaś co musiałaś i co dyktowało Ci serce. Każdy musi przeżyć swój ból, na swój własny sposób. Najważniejsze, że potrafisz się sama przed sobą przyznać i wyciągnąć z tego wnioski. Teraz nadeszła pora, aby zawalczyć trochę o siebie. Zrób pierwszy krok, zacznij więcej czasu spędzać z dziećmi. Od czasu do czasu zaproś ich na obiad. Zaopiekuj się wnukami. Przyjaźń i nowi znajomi też nie spadną Ci z nieba. Zapisz się na Uniwersytet III Wieku lub któreś z kół emerytów. Zapraszam również do Centrum Zapoznawczego Zolyty na Wieczorki Taneczno-Zapoznawcze. W każdym z wymienionych miejsc masz szansę poznać nowych znajomych, a może i przyjaciół? Nie byłabym sobą gdybym nie dodała czegoś od siebie. W nagrodę, że podzieliłaś się ze mną swoimi bolączkami, mam dla Ciebie zaproszenie na Wieczorek Taneczno-Zapoznawczy już 16 listopada do Rybnika lub 30 listopada do Czerwionki oraz Zolytowy Poradnik Randkowy. 


Pozdrawiam Cieplutko
Anna Guzior-Rutyna

Trudno jest spojrzeć komuś w oczy i powiedzieć wprost o tym strapieniu, które zatruwa nasze życie... Boimy się ośmieszenia, wytykania palcami w warzywniaku, szeptów w Kościele... O wiele łatwiej wypowiedzieć się na forum, napisać e-mail lub tradycyjny list... Tam nikt nas nie zobaczy, nie sprzeda niusa dalej...
Jesteśmy anonimowi, a jednak wolni, pocieszeni... Więc warto...

Na wszelki wypadek podaje swój adres: k.swatki@op.pl Tradycyjna forma: Redakcja Nasze Miasto, ul.3 Maja 1a, 44-230 Czerwionka-Leszczyny z dopiskiem Kącik Swatki. Chętnie odpowiem na każdy list, a jeden nagrodzę...

4 komentarze:

  1. TAKA MIŁOŚĆ TO MARZENIE....SZACUNEK DLA TEJ KOBIETY....ROZBECZAŁAM SIĘ...CHĘTNIE BYM Z NIĄ WYPIŁA KAWĘ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak...Cudowna miłość i wspaniała kobieta.Pozdrawiam

      Usuń
  2. Mnie również łzy spłynęły po policzku:( Przeżyłam stratę kogoś kogo nie darzyłam zbyt dobrymi uczuciami. Bolało mimo wszystko. Uświadomiłam sobie wtedy, że strata osoby, którą się kocha lub dziecka to musi być coś poza możliwościami wyobrażenia w świadomości.
    Pozdrów tę Panią od mnie i życz powodzenia! Niech się nigdy nie poddaje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i oczywiście przekażę ...Pozdrawiam cieolutko

      Usuń