piątek, 23 listopada 2018

Moje Koszmarne Święta Bożego Narodzenia

Święta Bożego Narodzenia dla większości z nas kojarzą się z radością, rodziną, suto zastawionym stołem, choinką, prezentami...
Pamiętamy kolędy, smak wigilijnych potraw, wzruszamy się dzieląc się opłatkiem... Niestety, nie zawsze jest tak kolorowo. Poznajcie historie kobiet, które ten czas wspominają jako najgorszy w całym roku...


Jestem niezależną, atrakcyjną kobietą, mam 45 lat, czego po mnie nie widać. Pracuję w międzynarodowej firmie na kierowniczym stanowisku, zawodowo jestem ustawiona. W życiu prywatnym bywało lepiej, ale nie należę do kobiet, które mają ciśnienie na dziecko, przeciwnie, nigdy go nie chciałam, cały ten poród, ciało do poprawy i przerwa w pracy, to nie dla mnie, kupiłam sobie kota, wystarczy! Bywałam w różnych związkach, jeden nawet chciał się żenić, odpuściłam go sobie, nie dla mnie obrączka... Od ponad roku jestem sama, bywały przygody na jedną noc, ale nic poza tym... I w tym problem... W pracy jestem postrzegana jako kobieta sukcesu, uwielbiana przez mężczyzn. Tak przynajmniej myślą o mnie kobiety, których pracuje bardzo dużo i które karmie od dawna historyjkami o moich mężczyznach. W tamtym roku przed Świetami Bożego Narodzenia posunęłam się do tego, że sama do siebie wysłałam prezent do biura z dopiskiem: Od Marcina... I nic nie byłoby w tym nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że w Wigilie, którą standardowo spędzam w domu z moim Czesiem (kotem) z butelką wina i pizzą pod wpływem głupiej komedi w telewizji wybrałam się na pasterkę... Ja co od dziesięciu lat nie postawiłam nogi w Kościele... I tam ją zobaczyłam... Przecietną Krysię z recepcji z przystojnym informatykiem Darkiem, którego zaliczyłam i standardowo odstawiłam po jednej nocy dwa lata temu... Stałam tam i nie mogłam przestać na nich patrzeć, obejmował ją, ona się uśmiechała, byli tacy szczęśliwi... I wszyscy Ci ludzie wokół... Do domu wróciłam zalana łzami, pierwszy raz płakałam od śmierci mamy... Zdałam sobie sprawę, że właściwie jestem sama jak palec, tata wyjechał i ślad po nim zaginął, mama zmarła, rodzeństwa nie mam... Nikomu nie pozwoliłam przez lata  zbliżyć się do siebie i coś we mnie pękło... Przepłakałam całą noc, odstawiłam wino i zrozumiałam, że nie jestem maszyną, mam uczucia. Przez ten rok odstawiłam randki na jedną noc, powoli rozglądam się za odpowiednim partnerem, pragnę stałego związku, co będzie czas pokaże.

Monika



Zostawił mnie miesiąc przed Świętami. Po prostu wstał pewnego dnia i oznajmił, że wyprowadza się do Kasi, swojej szefowej z którą ma romans od dwóch lat, a ona jest w ciąży... Zaniemówiłam z wrażenia ... Jak mógł mi to zrobić? Po tym wszystkim co dla niego zrobiłam. Wyciągnęłam go z bagna, byłam przy nim jak zachorował na raka, przeszliśmy przez to razem... Dałam mu wszystko, nawet sprzedałam dom po rodzicach bo marzył o nowej Toyocie, a on woził nią swoją zdzirę... Jedynie czego mu dać nie mogłam, to dziecka... Pragnęłam adoptować, odmówił, a teraz będzie miał własne... Zostałam z niczym! Postanowiłam Wigilie spędzić tak jak gdyby nigdy nic... Ubrałam choinkę, wsunęłam dla Marka prezent, nakryłam na trzy osoby, na jego miejscu postawiłam w ramce jego zdjęcie, puściłam kolędy... Najtrudniejsze było dzielenie się opłatkiem, ale dałam rady... Później położyłam się na kanapie i patrzyłam na tv, jak co roku... Wszystko na nic... Sądziłam, że jak posłucham rady przyjaciółki Eli, która wierzy w jakieś durne przyciąganie, to on wróci do mnie, a ja mu wybaczę, bo z pewnością chodziło mu o dziecko, a nie o tą szmatę... Nie wytrzymałam... Pojechałam pod dom Kasi, zaczaiłam się do okna, widziałam ich przy stole, dzielili się opłatkiem, patrzyli sobie w oczy, wyglądali na szczęśliwych... Jak mógł ! Po powrocie do domu, połknęłam całą garść tabletek, popiłam je winem, napisałam list pożegnalny... Obudziłam się następnego dnia z potwornym bólem głowy i kacem... Nic mi się nie stało, w większości były to jakieś witaminy... Spaliłam list i zrozumiałam, że Bóg ma dla mnie inne plany, bo żyję... Nie warto tracić życia przez tego drania... Obecnie jestem po rozwodzie, spotykam się z nowym partnerem, pomagam w świetlicy środowiskowej, uwielbiam dzieci. Mam 35 lat, wiem, że wszystko się ułoży, tylko potrzeba czasu, a tegoroczne Święta spędzę z Mateuszem, zaprosiłam też znajomych, będzie dobrze.

Sabina
 


Monika i Sabina przeżyły prawdziwe koszmarne Święta Bożego Narodzenia. Sabina w tym roku wierzy, że będzie inaczej, dla Moniki te Święta są jeszcze wielką niewiadomą. A czy Wy również przeżyliście kiedyś Święta z piekła rodem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz