Nie wierzę w miłość, jak
dla mnie jest ona mocno przereklamowana.
Twardo stąpam po ziemi,
dokładnie wiem czego chcę i jak to osiągnąć. A on może mi w tym
pomóc, to dlaczego miałabym nie skorzystać? Kocha mnie, ja
udaję, że też go kocham, jest szczęśliwy...
Mateusza poznałam
jeszcze na studiach, przystojny, sympatyczny facet. Spotykaliśmy się
kilka miesięcy, zerwałam- niewiele miał do zaoferowania. Mieszkał
z rodzicami, jeździł rozklekotanym wozem, ledwo starczało mu na
weekend za miasto. Trochę było mi go żal, płakał gdy odchodziłam
twierdził, że jestem TĄ JEDYNĄ. Kilka lat później natrafiłam
na jego profil na facebooku, a tam taka zmiana. Nowe auto, zdjęcia z
podróży po świecie, kierownicze stanowisko, w pośpiechu
sprawdziłam status – wolny i to była moja szansa. Wprawdzie
mieszkałam już wtedy z Krzysiem, bo ktoś musiał płacić czynsz, ale jakoś nie znalazłam obrączki na swoim palcu!
Nawet nie musiałam się
specjalnie gimnastykować. Wysłałam jedną wiadomość: Co słychać? On odpisał niemal natychmiast, poprosił o mój numer telefonu, ja
zagadałam o spotkanie. Jeszcze tego samego dnia umówiliśmy
się w przytulnej kawiarence, tej samej co dawniej (chciałam
przywołać wspomnienia), na przywitanie pocałowałam go w
policzek... On się uśmiechał, a ja już wiedziałam, że i tak
będzie mój... Na poczekaniu wymyśliłam historyjkę o uczuciu do
niego... Opowiadałam, że tylko jego kochałam, że z nikim innym już
nigdy nie było mi tak dobrze, mówiłam o wspólnym życiu,
podróżach, a jednocześnie obserwowałam jak zmienia się jego
wyraz twarzy... Uwierzył, przyznał, iż byłam jego pierwszą miłość,
że bardzo cierpiał. Nie miałam czasu do stracenia. Po powrocie do
mieszkania odbyłam z Krzysiem trudną rozmowę, dla niego rzecz
jasna... Kazałam mu się wyprowadzić, powiedziałam, że już go nie
kocham (tak jakbym go kiedyś kochała), beczał i prosił o drugą
szansę. Wkurzył mnie, zachowywał się jak dziecko. Zlitowałam się,
ostatni raz poszłam z nim do łóżka, starał się jak nigdy
wcześniej, tak jakby to mogło coś zmienić? W mojej głowie już
go nie było, niezależnie od ilości orgazmów!
Nazajutrz kontynuowałam
swój plan, zaprosiłam Mateusza do siebie, został na noc, urabiałam
go jak masło w maselnicy. Zaproponował wspólne wczasy w Egipcie,
bez problemu załatwiłam urlop, zawsze chciałam zobaczyć
Piramidy. Przez kolejne trzy miesiące zobaczyłam jeszcze Paryż,
Wenecję, Berlin. Moja szafa wzbogaciła się o nowe markowe ubrania,
a na biurku stał nowiusieńki laptop. Byłam w raju! Nie mogłam
czekać. Między wierszami mówiłam mu o ślubie, rodzinie, miłości.
Zrozumiał. Po czterech miesiącach byłam już zaręczona, po roku
zamężna. Zamieszkaliśmy w jego rodzinnym domu wraz z teściową (dom był przepisany na Mateusza jeszcze przed ślubem, sprawdziłam
to dokładnie. Był wart z ziemią jakieś czterysta tysięcy) liczyłam, że starucha szybko zejdzie z tego świata, albo jakoś
się ją pozbędę... Niestety, jednej rzeczy nie przewidziałam, mąż
był maminsynkiem!
Nadal zwiedzaliśmy świat,
obsypywał mnie prezentami, ale coraz częściej dopytywał o
dziecko, mówił, że jestem jakaś nieobecna, teściowa wtrącała
się w nasze życie. Powoli miałam dosyć. Ile można grać?
Systematycznie podbierałam pieniądze z naszego wspólnego konta,
tak na moją czarną godzinę. Po roku zażądałam przepisania
nieruchomości również na mnie, Mateusz w tajemnicy przed mamusią,
podpisał papiery u notariusza, w nagrodę obiecałam mu dziecko! Do
kosza wyrzuciłam tabletki antykoncepcyjne, był szczęśliwy,
przynajmniej do czasu gdy odkrył nowe opakowania w schowku w moim
aucie. Była z tego wielka awantura, wściekł się na maksa,
poleciał do mamusi. Już wtedy wiedziałam, że nie mam tam czego
szukać. Złożyłam pozew o rozwód, powiedziałam starą
śpiewkę "JUŻ CIĘ NIE KOCHAM" i tyle. Zapakowałam co
moje i to co mi się należało, wyczyściłam nasze konta i lokaty,
za coś przecież musiałam żyć. Wróciłam do dawnego mieszkania, potajemnie
spotykałam się z Mirkiem budowlańcem, bo ktoś musiał odświeżyć
stare kąty, odprawiłam go zaraz po remoncie, byłam ostrożna!
Rozwód dostałam bardzo szybko, Mateusz nie walczył, był takim
mięczakiem. Kolejny raz stracił w moich oczach, sprawy majątkowe
jeszcze przede mną, dam rady, wynajęłam dobrego adwokata za
którego zresztą zapłacił Adam, mój nowy chłopak, ślepo we
mnie zakochany dyrektor banku... Co będzie dalej, czas pokaże, ale
nie lękam się przyszłości. Mam rozum, całkiem dobre ciało,
średnią pracę w ubezpieczeniach, a ustawiona już jestem na
dziesięć lat. Marzy mi się jeszcze dom z basenem, domek w górach
i podróż do USA, mam dwadzieścia dziewięć lat, wszystko jeszcze
przede mną...
Podobno dzięki miłości można osiągnąć wszystko, majątek, władzę, oddanie... Pod jednym warunkiem, że Ty masz lodowate serce, a to Ciebie kochają. Po wysłuchaniu tej historii najbardziej było mi żal, tej kobiety. Krzysiek, Mirek z Mateuszem w końcu się jakoś pozbierają, Adam z pewnością również, bo to, że go zostawi, biorę raczej za pewniaka. Za to, ona pewnego dnia zostanie z niczym, będzie bardziej samotna niż kulawy pies na pustyni. Może i będzie bogata, zwiedzi świat, ale komu o tym na starość opowie? Kto się nią zaopiekuje w chorobie? Kto uroni chociaż jedną łzę na jej pogrzebie?
Nie byłabym taka pewna czy wie...
OdpowiedzUsuńWredna ściera.. Trzeba nie mieć wstydu i szacunku do samej siebie! A ci faceci to kolejni idioci, którzy od myślenia mają przyrodzenie zamiast mózgu
OdpowiedzUsuńTaka perfidna krowa.Wstyd!!!!!!
OdpowiedzUsuńTa historia chyba nie jest realna
OdpowiedzUsuńOj znam osobiscie podobne. Np. jedna pielegniarka w DE miala najpierw sanitariusza, pozniej kierownika w sredniej firmie, a w trzecim malzenstwie juz ginekologa z wlasna praktyka. Atrakcyjne kobiety maja raj na ziemi. A niby tez zostaly wygnane ;)
OdpowiedzUsuń